sobota, 22 października 2016

-3-


     Obudziłam się około ósmej, poleżałam chwilę jeszcze w łóżku szybko sprawdziłam na telefonie różne portale społecznościowe, poodpisywałam wszystkim którzy byli zaciekawieni moim nowym domem, otoczeniem i tym jak przyjęła mnie pani Hood i jej syn. Moja rodzina czasem była natarczywa jak nie wiem musieli wiedzieć wszystko na każdy temat i ta babcia która wolałaby żebym już miała przynajmniej dwójkę dzieci i pracującego męża jak ona w moim wieku. Czasami trudno jest wytrzymać, ale to nadal moja rodzina. 
     Powoli wygramoliłam się spod ciepłej kołdry; na 10:00am miałam być u sprzedawcy po pieska więc miałam jeszcze trochę czasu na przygotowanie się i zjedzenie na spokojnie śniadania. Pani Hood pewnie już jest w domu i śpi z tego co mówiła kończyła zmianę o siódmej rano, a Calum wątpię żeby już był na nogach. Podeszłam do szafy z której wyjęłam czarne rurki z wysokim stanem, szary croop top z jednorożcem i biały kardigan. Weszłam do mojej łazienki, przebrałam się i zaczęłam nakładać makijaż. Szybko wykonałam wszystkie czynności, weszłam znów do pokoju zabrałam wcześniej w między czasie przygotowaną zgarnęłam jeszcze telefon z półki i zeszłam ostrożnie na dół by nikogo nie obudzić.
     Wchodząc do kuchni dostałam nie małego szoku. Przy kuchence stał Ash w fartuszku i czapce kucharza, przy stole siedział Calum i Luke, a Mike robił kanapki.

- O dzień dobry, moja droga wyspana ? - spytał Ash podpierając bok jedną ręką 

- Dzień dobry, chyba ... chyba okey - powiedziałam zmieszana i ostrożnie dosiadłam się niepewnie do stołu

- Głodna ? kawy ? - spytał Mike 

- Głodna, kawę też poproszę - powiedziałam już pewniej 

    Po chwili pod nos została mi przysunięta porcja jajecznicy i kubek kawy. Podziękowałam Mike'owi ciepłym uśmiechem i zabrałam się za jedzenie. Calum popijał spokojnie kawę, a Luke wyglądał jak żywy trup; nawet trochę rozbawił mnie ten widok. 

- Właściwie to gdzie ty tak wcześnie idziesz ? - spytał Cal

- Jestem umówiona po odbiór pieska - wyjaśniłam z uśmiechem

- To jest nie fair! Ja też zawsze chciałem mieć pieska to mama nigdy się nie chciała zgodzić, kiedy ty ją spytałaś zgodziła się od razu - powiedział naburmuszony Calum 

- Wiesz ma się ten urok osobisty - zaśmiałam się dźgając chłopaka w policzek 

     Kiedy zegarek wiszący w kuchni wskazywał 09:30am uznałam, że wypadałoby już się zbierać. Pożegnałam się z chłopakami i poszłam do przedpokoju ubrałam na siebie moja zimową kurtkę, czapkę rękawiczki, zimowe buty, zgarnęłam z podłogi torbę i wyszłam na chodnik.
     Sydney o tej porze roku było śliczne, wszystko było pokryte pięknym białym puchem który cały czas teraz padał, pomimo takiej pory roku na ulicach było mnóstwo osób w każdym wieku, takie Sydney w wakacje to całkowita odmiana Polski gdzie obecnie praży słońce. Chyba będzie mi tutaj brakowało tego śniegu na święta, tej wspaniałej admosfery która jest podczas tych świąt chociaż święta chciałabym spędzić w Polsce jeśli uda mi się wyrwać. 
    Po chwili byłam już na przystanku gdzie od razu wskoczyłam w autobus który miał mnie dowieść do miejsca docelowego czyli po mój największy obecnie obiekt zainteresowania czyli po pieska. Droga zajęła mi może piętnaście minut i z małą pomocą przechodni trafiłam pod wskazany adres. Stałam przed kolorowym domkiem jednorodzinnym i powoli naciskałam dzwonek do drzwi. Lada moment w drzwiach pokazał się młody przystojny chłopak i miłym uśmiechem na twarzy.

- Ty pewnie jesteś Kate, tata wspominał, że wpadniesz po pieska, wchodź - otworzył mi szerzej drzwi 

    Weszłam ostrożnie do domu zdjęłam buty i rozpięłam kurtkę nie zdejmując jej ponieważ wiem, że zaraz będę się zbierać. Chłopak zamknął za mną drzwi i poczekał aż ściągnę do końca buty. 

- Ja jestem Thomas, ale mów mi Tom - wystawił w moją stronę rękę którą uścisnęłam 

- Kate, miło mi - uśmiechnęłam się 

- Chodź pokarzę ci pieski - pokazał gestem ręki abym poszła za nim 

    Weszliśmy do sporych rozmarów pokoju gdzie było mnóstwo zabawek i przyrządów przeznaczonych do hodowli psów. Po chwili po całym pomieszczeniu rozbiegły się małe kudłate kuleczki i jedna większa; zapewne mama. Usiadłam na udach, a zaraz dokoła mnie było mnóstwo piesków które z wielką gracją gramoliły się na moje kolana. Chłopak uklęknął niedaleko mnie i też zaczął głaskać psy. Moją uwagę przykuł mały tłuścioszek żerujący przy misce z jedzeniem, od razu się uśmiechnęłam i powoli do niego podeszłam biorąc go na ręce

- Chcę tego - zaśmiałam się kiedy piesek polizał mnie po nosie 

- To jest akurat piesek nie suczka jeśli ci to odpowiada to proszę bardzo - podszedł do mnie głaskając wybranego szczeniaka za uchem

- Odpowiada jak najbardziej - uśmiechnęłam się przyjemnie 

    Dałam na chwilę szczeniaka chłopakowi na ręce i wyjęłam z torby 
portfel wyciągając umówioną sumę w którą były wliczone miseczki, pierwsza karma, mały sweterek żeby nie zmarzł, smycz i obroża w wybranym kolorze i wygrawerowanym imieniem. Chłopak wziął pieniądze i przekazał mi psiaka. Podeszliśmy do regału gdzie chłopak zapakował do torby miseczki z karmą, mi dał sweter żebym mogła go już na niego włożyć. Kiedy mój mały obrońca był już w pełnym moro umundurowaniu podeszliśmy do wyboru koloru obroży, smyczy i imienia dla pieska. Po chwili w moejej dłoni znajdowała się niebieska smycz a na szyi pieska obroża w tym samym kolorze z serduszkiem na którym widniało imię " Laki ".   
    Po chwili wychodziłam z mieszkania w pełni szczęśliwa z pieskiem na smyczy i ogromnym uśmiechem na twarzy, spełniło się moje kolejne marzenie. Postanowiłam od razu nie wracać do domu tylko jeszcze zajść do księgarni po książkę którą już wcześniej upatrzyłam. Pociągnęłam delikatnie pieska na drugą stronę i nadal obdarzając uśmiechem wszystkich jak leci szłam po książkę.             
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz